piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 9

-Ona ma prawo dowiedzieć się o sobie prawdy. - Powiedział spokojnym głosem Stark.
-Stark zgadzam się ma prawo,ale ona i tak ponownie wybierze przeznaczenie. - Powiedziała babcia z niechęcią patrząc na Starka.
-Jakie ponownie! To była jej matka nie ona! - Krzyknął zirytowany Stark.
Nic nie rozumiałam potrząsnęłam głową.
Chris wpatrywał się z wrogością w Starka. Chłopak prychnął pogardliwie.
-Nie pozwolimy złu wygrać.- Wysyczał Chris.
Jakiemu złu??!!
- To, że już raz namieszali między moim ojcem a jej matką to nie znaczy, że pozwolę abyście wy zrobili to nam! Ja jej nie opuszczę złożyłem Agnes obietnice. To była jej wola.
-Nie mieszaj mojej córki w to! Ona zgodziła się wychować Anastazję jak własną córkę, ale nie decyduję o tym co wybierze Ana. A my nie dopuścimy aby nad światem zapanowała ciemność.
Stark odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy. Po chwili wypowiedział cicho
słowa: "Niechaj ciemność się rozproszy ukazując nam córkę bogini, która ukryła się w ciemnościach szukając ochrony"
 Poczułam przyjemne mrowienie, które po chwili zniknęło pozostawiając zimny chłód. Babcia i Chris spojrzeli na mnie zszokowani. Poczułam ogromną gulę w gardle uniemożliwiającą mi swobodne oddychanie oczy zapiekły mnie od łez. Moja matka tak naprawdę nią nie jest?! Ta legenda jest prawdziwa?! Czy oni wszyscy zwariowali?!
-Ana.
Usłyszałam głos Chrisa. Spojrzałam w jego oczy wypełnione przerażeniem i cofnęłam się o krok. Z ziemi wystawał korzeń, o który od razu się potknęłam i uderzyłam głową w skałę. Obraz zaszedł mi mgłą.

 Przepiękny śpiew ptaków.- Zachwyciłam się. Wciągnęłam głęboko powietrze- a ten zapach ...róże ! Otworzyłam oczy. Mój wzrok spoczął na wielkich rozmiarów drzewie, ale nie sam rozmiar  przyciągnął moją uwagę- to ta majestatyczność. Podniosłam się z miękkiej trawy i podeszłam do drzewa. W dotyku było takie gładkie a jego ciepło ogrzało moją dłoń. Coś zachęciło mnie do przyłożenia ucha do drzewa. Odskoczyłam jak oparzona, ale po chwili ponownie podstawiłam ucho do drzewa. Zachwycona pisnęłam. Słyszałam bicie serca i to nie moje tylko drzewa. Zmarszczyłam brwi w koncentracji. To absurdalne!- pomyślałam i ponownie przysłuchałam się temu niesamowitemu odgłosu. Biło z taką siłą, ale wydawało mi się, że coś jest nie tak. Nie powinno mnie tutaj być, powinnam być.... Fala wspomnień zalała mnie niespodziewanie aż ugięły się pode mną nogi. Zsunęłam się na ziemie dalej przyklejona do drzewa. Jego bicie serca uspokajało mnie i usypiało. 
Gdy już prawie zasnęłam poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Ten dotyk był taki ciepły. 
-Widzę, że w końcu  tu dotarłaś
-Gdzie dotarłam? - spytałam zaspanym głosem. 
- Kochanie jesteś śliczna, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. -Słowa i dotyk stawały się coraz bardziej odległe. A ja resztką sił ścisnęłam ciepłą dłoń.

Ból stał się nie do zniesienia. Światło raziło nawet przez zamknięte oczy. Ktoś trzymał mnie za dłoń. Chciałam podnieść powieki, ale były zbyt ciężkie. Ból był nie do zniesienie chciałam krzyczeć, ale moje usta nawet nie drgnęły. cholera! Po długich męczarniach udało mi się delikatnie ścisnąć męską dłoń. Do kogo ona należała?! Starałam się to zidentyfikować, ale coś mi to nie szło. Poczułam kuszącą propozycję snu - oddałam się temu niesamowitemu nawoływaniu do krainy snu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz