sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 11

Stark towarzyszył mi bardzo często może nie w postaci fizycznej, ale w postaci  niematerialnej  w postaci, w której tylko ja byłam świadoma jego obecności.
Chris przychodził do mnie codziennie, ale nie czułam się tak bezpiecznie przy nim szczególnie dlatego, że kiedy pojawiał się Chris Stark odchodził.

Przeciągnęłam się na kanapie wyczerpana całym tygodniem nauki o mojej matce i przeznaczeniu, czy to nie zabawnie?!
Podeszła do mnie kobieta i usiadła obok.
-Czekaliśmy na  ciebie bardzo długo...
Uśmiechnęłam się sztywno do kobiety.
-Christopher też...
Zesztywniałam i spuściłam wzrok na dłonie luźno splecione na kolanach.
-Bogini uhonorowała mnie pewnymi  darami...-zaczęła  i uśmiechnęła się do mnie.- Mogłam wychować Chritophera jak własnego syna tylko on wiedział, że nim nie jest od początku, wiedział po co przyszedł na świat.
-A drugi? - Spytałam nie ukrywając ciekawości.
-Wyczuwam emocje i istoty niematerialne.
Spuściłam wzrok na miejsce gdzie spoczywa dłoń Starka.
-Ano widzę, że jesteś zagubiona. Kochasz mojego syna co do tego nie mam żadnych wątpliwości i on też, ale Stark zajmuje wiele miejsca w twoim sercu.
Odwróciłam wzrok nie chcąc patrzeć na kobietę, która wie wszystko o tym co czuję do Chrisa i Starka. Łza spłynęła mi po policzku.
-Kochanie znam sposób, aby to się skończyło. kochanie przestaniesz już się męczyć Stark przestanie robić to co robi. Dobrze wiesz, że nie powinien tego robić i on też to wie.
Spojrzałam w oczy kobiecie i poczułam, że ma racje, że tak nie powinno być.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie i złapała mnie za ręce, ale za chwile jej dłonie puściły mnie niespodziewanie a ona odskoczyła jednak było już za późno Stark złapał  ją i podniósł do góry. Wpatrywałam się przerażona w Chrisa, który nie mógł pojąć co się dzieje. Jego matka wypowiadała cicho słowa patrząc mi w oczy. Wiedziałam co muszę zrobić, ale to oznaczało, że wszyscy się dowiedzą kto to a ja wcale nie chciałam dla niego źle.
-Przestań, żądam abyś przestał!- Krzyknęłam a na dworze niebo pokryło się atramentowymi chmurami.
Chris spojrzał na mnie przestraszony a inni w pomieszczeniu przyglądali mi się z nieodgadniętymi wyrazami twarzy.
-Stark!-krzyknęłam zamieniając strach na siłę i potęgę. W chwili, w której wymówiłam jego imię kobieta upadła na ziemie a mnie Stark uniósł w powietrze, ale nie bałam się. Uśmiechnęłam się smutnie  do Starka.
-Stark to koniec pokazałeś swoją prawdziwą twarz, pokazałeś na co cię stać. Stróżka krwi spłynęła mi po twarzy i spadła na dywan.
-Raniąc mnie ranisz siebie.- Szepnęłam i uniosłam drżącą dłoń do jego policzka. Poczułam jego skórę pod palcami. Gdy poczułam pod stopami podłogę zerknęłam na Starka a raczej jego ducha.
-Nie musisz taki być. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie i próbowałam podtrzymać się Starka, a on posłusznie mnie podtrzymał.
-Widzisz wcale nie jesteś zły możesz być dobry, bo w głębi duszy taki jesteś. To ty wybierasz dla siebie drogę.
Przymknęłam oczy wyczerpana i poczułam jego dłoń na policzku.Jego zapach owładną moimi zmysłami i uśpił je.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz