czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 5

Ten dzień miał być jak każdy inny... powrót do szkoły a zamiast tego pogrzeb.
                                                                   ^^^
Stałam przed grobem i po raz setny czytałam:


Agnes 
Kochająca matka i córka. 
Pozostawiła po sobie piękne wspomnienia.

-Nie powinna zginąć.-powiedział ktoś za moimi plecami i położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się zaskoczona, przede mną stał stał mój ojciec. JAK ON ŚMIAŁ TU PRZYJŚĆ?! Po tym jak nas zostawił?! Zrzuciłam jego rękę z mojego ramienia i rzuciłam mu nienawistne spojrzenie, nienawidziłam go.
-Wolałabym żebyś to był ty.-rzuciłam głosem wypranym z emocji i odeszłam.
-Musimy porozmawiać-powiedział.
-Nie dzięki, nie mam ochoty.
-Ano...
Jak on  śmiał mnie tak nazywać?! Już nie byłam jego małą  Aną, która naiwnie wierzyła,  że jeszcze do nas wróci.  W jego listy i to co w nich pisał.
-Nie masz prawa tak mnie nazywać! 
-Jestem twoim ojcem!
-Trochę już na to za późno. Gdzie byłeś kiedy cię potrzebowałam!- wygarnęłam bez litości nie obchodziło mnie,  że to może go zranić on  o tym nie myślał kiedy nas zostawiał.
-Daj mi to wszystko....
-Naprawić? NIE!-przerwałam mu brutalnie.
-Anastazjo... Ja się zmieniłem.
-Ludzie się nie zmieniają. Chyba, że na gorsze.- Powiedziałam z żalem. I odeszłam w stronę lasu.
-Anastazjo nie odchodź musimy porozmawiać o tym co teraz będzie z tobą.
-Nic nie będzie!-krzyknęłam odchodząc.
                                                                    ^^^
Byłam w szoku. Łzy leciały mi po policzkach. Biegłam wyczerpana. Stanęłam pod drzewem już nie miałam siły biec. Usiadłam pod drzewem, nie miałam na nic siły.Zamknęłam oczy i nie miałam siły ich otworzyć. Rzeczywistość zaczęła się rozmazywać, zasnęłam.
^^^
Gdy się obudziłam leżałam w jakimś domu. Nie poznawałam otoczenia. Powoli wstałam. Miałam na sobie czyjąś bluzę sięgającą mi do połowy uda, co mnie zszokowało nie miałam na sobie nic więcej tylko czarną koronkową bieliznę. Było ciemno ale mój wzrok zarejestrował jakiś kształt opierający się o framugę drzwi.
-Ładnie wyglądasz.
Od razu rozpoznałam ten głos. 
-Stark!!! co ja tutaj robię.
-Kusisz mnie swoim wyglądem- Powiedział rozbawiony.
-Przestań... Ja gdzie są moje ubrania jak mogłeś mnie rozebrać.
-A co miałem pozwolić abyś spała w jednym łóżku ze mną cała brudna.-Mówił jakby to była rzecz najzwyczajniejsza w świecie. No chyba, że dla niego była. 
-Czy my.....? No wiesz.....to zrobiliśmy?
-Nie martw się spałem na kanapie.
-A... Dzięki.- rozluźniłam się trochę nie zapominając o tym, że jestem prawie cała naga. 
- Możesz pójść wziąć prysznic a ja skombinuję jakieś ciuchy.
-A co się stało z moimi?!
-Tak jakby pękły.
-Co ty zrobiłeś? 
- Chciałem tego uniknąć ale jak je miałem zdjąć.
-Palant!- Powiedziałam idąc w jego stronę.
-Tam jest łazienka.- powiedział wskazując drzwi po lewej.
Poszłam w tamtą stronę. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Zastanawiałam się jak Stark mnie znalazł w lesie. Zawsze pojawiał się gdy go potrzebowałam, nawet się z tego cieszyłam. Miałam nadzieję, że znalazł dla mnie jakieś ubrania. Wyszłam spod prysznica, stanęłam pod drzwiami i szepnęłam:
-Stark masz te ubrania?
-Tak otwórz drzwi.
Przygryzłam wargę i szepnęłam:
-Ale najpierw zgaś światło.
Poczekałam aż wokół mnie zapanuje ciemność. Gdy to się stało od kluczyłam drzwi i wpuściłam go do środka. Cofnęłam się o krok aby mógł wejść. Stał tak blisko mnie że słyszałam jego oddech i czułam bicie jego serca. Przejechał dłonią po moim ramieniu. Westchnęłam a moje ciało przebiegł dreszcz rozkoszy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz